Przychodzi taki czas w życiu mężczyzny, kiedy po raz pierwszy musi wymienić podeszwy w butach. Przedsmakiem jest wymiana czubków i fleków… ale nie wariujmy, to tylko zwykły serwis i nie ma się czego bać. Po to kupujemy buty szyte pasowo aby cieszyć się trwałym obuwiem które jest naprawialne. Moje najczęściej użytkowane buty – Alfred Sargent Hadleigh – w końcu się przetarły i na podeszwie zauważyłem dziurę z której zaczął wychodzić korek. Nadszedł czas pierwszego poważnego serwisu.

Jakiś czas temu buty były w zakładzie Jacka Kamińskiego, wymieniono starte przody i fleki, od tamtej pory minęło jednak sporo i przyszedł czas na poważną ingerencję, czyli wymianę podeszwy. Tak wyglądały Sargenty tuż przed aktualną wymianą:

Trochę się obawiałem operacji wymiany,  niewielu z forumowych kolegów mogło się pochwalić podobnymi doświadczeniami z rodzimego podwórka. Na szczęście zakład Tadeusza Januszkiewicza sprostał zadaniu i wszystko poszło jak trzeba.

Wstawiono nowe krupony Rendenbacha i nowe obcasy. Podeszwa została zszyta z pasem. Z uwagi na drobne szycie (maszyna GYW) które było seryjnie, TJ zszył podeszwy używając co drugiej dziurki z tych które które zostały po odpruciu nici, tak aby szydło nie zniszczyło pasa (w zakładzie TJ szycie pasowe robi się ręcznie). Przody i tyły nowej podeszwy zostały zakołokowane. Szycia oczywiście nie widać od spodu, kanał jest tradycyjnie zamknięty:

Stare wypełnienie korkowe zostało wymienione – ciekaw jestem jak się będzie chodziło w starych-nowych butach.  Boki prezentują się bardzo ładnie:

Nie tak dawno postanowiłem przyciemnić przody kremami Saphira, stąd efekt przypalenia czubków:

Buty przeżyły już swoje, co widać na powierzchni skóry, jest sporo uszkodzeń i zadrapań:

Widok na całość podeszwy:

Sargenty znowu odżyły, nie zamierzam ich oszczędzać, będą znowu często gościć na moich stopach.